Tesla
wensrit
czwarta wizyta w
polskich domach dziecka
20-21 czerwca 2025
Tesla
wensrit
mamy energię do pomagania!
Sześć samochodów. Dwa dni. Ponad 800 kilometrów w jedną stronę. Bagażniki wypchane po brzegi i baterie naładowane w 100% - te w autach i te życiowe! Tesla Wensrit po raz kolejny wyruszyła w kierunku Polski, by pomagać. Za kierownicą jednego z aut zasiadłem ja – Franklin. Obok mnie, moja żona – Sylwia, bo z nią - niezależnie od sytuacji zawsze lepiej, ciekawiej i łatwej. Emocje? Niezapomniane! Dlatego muszę Wam o tym wszystkim opowiedzieć.
Pakuj się kto może…
Czy lubię się pakować? Przyznam szczerze, że nie jest to moja ulubiona czynność, chyba że ruszam w kierunku, którego wprost nie mogę się doczekać. Dokładnie tak było tym razem. Po raz pierwszy miałem przyjemność dołączyć do ekipy Tesla Wensrit, która 20.06 startowała z Holandii, by swoimi Teslami dotrzeć do Polski i wesprzeć dzieciaki z domów dziecka
Wróćmy jednak na chwilę do pakowania. Jeśli myślicie, że obmyślaliśmy jak do swojej walizki zmieścić odpowiednią liczbę stylizacji i kosmetyków – prawdopodobnie pomyliliście nas z jakimś influencerem. My – podobnie, jak reszta cała ekipy, głowiliśmy się jak skutecznie i ergonomicznie zapakować do samochodu rzeczy, które będą naprawdę przydatne dzieciom – nie nam!
Kiedy już objechaliśmy wszystkich darczyńców i zebraliśmy prezenty w jednym miejscu, złapaliśmy się za głowy. Rzeczy była cała masa. Początkowo mieliśmy zapakować je do ośmiu samochodów, ale…los postanowił nas przetestować. Na dwa tygodnie przed wyjazdem okazało się, że jeden z kierowców miał (niegroźny na szczęście) wypadek, a drugi nie mógł wziąć udziału w wyjeździe z powodu choroby. Z ośmiu planowanych aut, zostało sześć, a to oznaczało tylko jedno – konieczność perfekcyjnego i kreatywnego układania bagaży. Jak się pewnie domyślacie, przepakowywaliśmy się kilkukrotnie, ale…udało się!
Nie pomyślcie sobie, że to były jedyne „komplikacje”. Przed startem była ich cała masa. Nie wspominałem chyba jeszcze o basenie? Otóż mieszkańcy jednego z domów dziecka wymarzyli sobie duży basen ogrodowy. Udało się znaleźć model 5,5 × 2,5 m – fajny wymiar, solidna jakość, a do tego spoko cena. Bierzemy!
Wiecie co się okazało? Dwa tygodnie później odzywa się do nas osoba, chcąca odstąpić dużo większy basen, 7,5 × 3,5 m – i to w wyjątkowo atrakcyjnej cenie. Jak tu odmówić? No właśnie – nie mogliśmy! Ale to oznaczało, że mamy jeden „dodatkowy” basen, którego nie możemy tak po prostu oddać, czy zostawić. Wiadomo jednak, że „od przybytku głowa nie boli”. Szybko znaleźliśmy inny dom dziecka w okolicach Zielonej Góry, który bardzo ucieszył się z tego daru. Basen postanowili zawieźć tam Mathias, Silvi i Marianne – ruszając dzień wcześniej, by wszystko sprawnie ogarnąć.
Zielona Góra – łączymy siły!
Zielona Góra, stacja ładowania - to było nasze miejsce docelowe. Tu spotkaliśmy się całą ekipą, zanim ruszyliśmy do poszczególnych domów. Dwie ładowarki 150 kW – brzmi obiecująco, ale…ich uruchomienie okazało się wyzwaniem. Na szczęście udało się i wreszcie, wszyscy razem mogliśmy spokojnie napić się kawy.
Wtedy też do naszej grupy Tesla Wensrit dołączyły Jola i Hania. Jola nie po raz pierwszy wspierała nas podczas wyjazdu i dobrze znała ducha tej inicjatywy . Od razu zrobiła na mnie i Sylwii wrażenie osoby, na którą zawsze można liczyć. Hania - dyrektorka Parku Fizyki w Nowej Soli (miejscowości niedaleko Zielonej Góry), z miejsca zaoferowała darmowy wstęp do parku naukowego dla wszystkich dzieci z domów dziecka. Jak widzicie mogliśmy liczyć na solidne wsparcie. Byliśmy z Sylwią pod ogromnym wrażeniem tego, jak wiele jest osób, które chcą wspierać tego typu działania charytatywne, na każdej możliwej płaszczyźnie.
Przez żołądek…do serca
Po kawce ruszyliśmy do działania. Wszystkie pięć domów dziecka oraz dom samotnej matki mieściło się pod jednym adresem, co znacznie ułatwiło nam całą logistykę. Ale do sedna! Mi po głowie krążyła bowiem tylko jedna myśl - jaka będzie reakcja dzieciaków? No cóż…na początku były trochę nieśmiałe. Czuły się niepewnie – jakby nie wiedziały, czy to wszystko naprawdę jest dla nich. Stanęły nieco z boku, obserwując nas z dystansu. Chyba chciały nas trochę wyczuć…My wiedzieliśmy jednak, jak szybko przełamać lody. Postanowiliśmy starym, dobrym zwyczajem - przez żołądek do serca! Dlatego razem z nami przyjechały dwie wielkie tury pizzy, którą udało się nam zakupić z rabatem, będącym formą wsparcia naszej akcji. Jak myślicie, jaka była reakcja dzieci? Wystarczyło pięć minut, kilka uśmiechów i rozmów przy stole, żeby lody pękły. Pizza zaczęła znikać w ekspresowym tempie, a atmosfera stała się pełna śmiechu, rozmów i dziecięcej energii.Po posiłku czekała niespodzianka – tym razem dla nas. Gospodarze przygotowali stół pełen polskich ciast, owoców i słodkich przekąsek. Wychodzi więc na to, że w kwestiach kulinarnych jesteśmy ze sobą zgodni – wspólnie zjedzony, pyszny posiłek potrafi jednoczyć. Atmosfera stawała się coraz bardziej luźna i ciepła. Dzieciaki inicjowały rozmowy i wyciągały nas do zabawy.
Więc choć
pomaluj
mi życie…
Inicjatywa, która szczególnie zapadła mi w pamięć, wywołując ogromne wzruszenie, to wspólne podpisywanie przez dzieciaki obrazu przekazanego przez fundację Children of the Future która w ramach współpracy z Tesla Wensrit – wsparła akcję licznymi darami dla wszystkich domów. Obraz, który dzięki dzieciom zyskał zupełnie nowy wymiar, zostanie oddany fundacji by trafić na aukcję. Dochód z jego sprzedaży wesprze kolejne działania pomocowe.
Obowiązki, czy przyjemności?
Po krótkiej integracji, przyszedł czas na to, na co wszyscy czekali – jazdy testowe!
Do każdej z Tesli wsiadało po troje dzieci i jeden opiekun (czasem nawet pięcioro dzieci, gdy auto miało konfigurację 6+1). Pisków radości nie brakowało – dzieciaki jeździły z uśmiechem od ucha do ucha, krzyczały z radości przy przyspieszaniu i śmiały się tak, że udzielało się to wszystkim wokół. Zgodnie z zasadami, w każdym aucie był obecny wychowawca – podobno w ramach dopełnienia służbowych obowiązków i zapewnienia podopiecznym bezpieczeństwa. Podobno…bo reakcje i entuzjazm płynący z jazdy, wskazywały na coś zupełnie innego, ale… kto powiedział, że nie można połączyć przyjemnego z pożytecznym? ☺
Po skończonej jeździe, gdy znów wspólnie usiedliśmy by jeszcze chwilę porozmawiać, niektóre dzieci - 8, 9, 10-letnie, podchodziły by się przytulić. Bez słów, bez pytania, tak po prostu, by być blisko drugiego człowieka. To były momenty, które na długo pozostaną w naszych sercach.
Zmęczeni, ale pełni pozytywnych emocji, około 21.00 pożegnaliśmy dzieciaki i wspólnie z całą ekipą Tesla Wensrit pojechaliśmy zjeść kolację i podsumować działania. W każdym z nas było tak wiele refleksji, którymi chcieliśmy się ze sobą podzielić, że spać poszliśmy koło północy - zmęczeni, ale szczęśliwi!
Power Team
A po szkole…pójdziecie na rowery!
Pierwszym punktem była wizyta w sklepie rowerowym przy ulicy Leszczyńskiej. To właśnie tam czekało na nas 17 nowych, pięknych rowerów – po jednym dla każdego dziecka z placówki, do której zmierzaliśmy. Pewnie jesteście ciekawi, skąd pomysł na rowery? Narodził się po rozmowie z siostrami prowadzącymi ośrodek. Na pytanie, czego dzieciom najbardziej potrzeba, odpowiedziały z ogromną skromnością: „Może jeden rower…”
To zdanie poruszyło nas do głębi. Postanowiliśmy wtedy, że nie będzie to jeden rower – ale tyle, ile potrzeba, by każde dziecko miało własny, tak by dzieci po szkole mogły wspólnie wyruszać na wycieczki. Dzięki przeprowadzonej przez nas zbiórce, wsparciu wielu wspaniałych ludzi oraz otwartości właścicieli sklepu udało się to zrealizować. Warto wspomnieć, że sklep nie tylko udzielił nam dużej zniżki, ale również zobowiązał się do regularnego i bezpłatnego serwisowania rowerów – wspaniale, prawda?
Rowery były naprawdę piękne. Przyznam szczerze, że sam z chęcią wskoczyłbym na jeden, by ruszyć na wycieczkę. Musieliśmy więc zrobić sobie z nimi pamiątkowe zdjęcie – z dumą, uśmiechami i poczuciem, że oto dzieje się coś naprawdę dobrego. Jak dzieciaki zareagowały na rowery? O tym dowiemy się wkrótce! Część rowerów była jeszcze w trakcie montażu, a bardzo chcieliśmy, by każde dziecko otrzymało rower w tym samym czasie, by nikt nie poczuł się pominięty.
Mamy nadzieję, że przyniosą im one wiele radości, a odbyte na nich wycieczki, pozwolą oderwać się od rzeczywistości. Po oficjalnym odbiorze rowerów w sklepie, pojechaliśmy do domu dziecka prowadzonego przez Caritas – miejsca, które ekipa już wcześniej odwiedzała i z którym Tesla Wensrit współpracuje na stałe. Dzieci natychmiast rzuciły się do zabawy. Auta ponownie stały się źródłem niekończącej radości – dzieci siadały za kierownicą, bawiły się światłami, muzyką i innymi interaktywnymi funkcjami. Ulubionym momentem były oczywiście przejażdżki – śmiech, okrzyki radości i piski przy przyspieszaniu, udzielały się wszystkim dookoła. Tu również w każdym aucie obecny był wychowawca – podobnie jak w poprzednich domach, z poczucia obowiązku, ale my już dobrze już wiemy, jak to jest naprawdę ☺
Podczas tej radosnej zabawy, stało się coś absolutnie dla nas wyjątkowego. Jedna z dziewczynek, podopiecznych domu dziecka podeszła i zapytała: - „A gdzie jest Marcin i Daria? Byli tu rok temu…Pamiętam też Marianne!” Pamiętała! Pamiętała nas wszystkich! Te słowa były dla nas najlepszym potwierdzeniem, że to, co robimy, naprawdę ma sens i na długo pozostaje w sercach dzieci. Że liczą się dla nich nie tylko atrakcje i prezenty, ale przede wszystkim ludzie i ich obecność.
W międzyczasie popijaliśmy kawę w ogrodzie, przy promieniach słońca, przy stole pełnym domowych wypieków, przekąsek i napojów. Dzieci, które były jeszcze na miejscu, nadal bawiły się z nami i między sobą, z niesłabnącym entuzjazmem. Na zakończenie siostry oprowadziły nas po ośrodku. Muszę przyznać szczerze – wszystko wyglądało wzorowo. Widać było, że siostry robią wszystko, by dzieci żyły w godnych warunkach i niczego im nie brakowało. .
Na zakończenie…
Droga powrotna? Nie myślcie, że obyła się bez przygód! Nawigacja dała nam znać, że część ładowarek w Poznaniu, gdzie planowaliśmy się podłączać, niestety nie działa. Do tego nawigacja Paula wskazywała 0%, przez co wiedzieliśmy, że nie dotrze on na planowane miejsce ładowania. Nie chcąc ryzykować, Oskar i Wim zostali z nim, by podładować auto po drodze, korzystając z innej ładowarki. To się nazywa wsparcie! W ekipie Tesla Wensrit, nikt nie zostaje sam! My ruszyliśmy dalej do planowanej stacji ładowania. Niestety Poznań nie był dla nas łaskawy. Z sześciu ładowarek Tesli w zaplanowanej przez nas stacji ładowania, nie działała żadna! Tego chyba nikt się nie spodziewał… Na szczęście lokalny kierowca wskazał nam inny punkt, gdzie mogliśmy się naładować i ruszyć dalej - na szczęście już bez przygód.Podziękowania
Mimo pewnych komplikacji, to były dwa dni pełne emocji, wzruszeń i niezapomnianych spotkań. Pojechaliśmy z intencją, by coś dać – a wyjechaliśmy bogatsi o doświadczenia, uśmiechy, dziecięcą radość i poczucie głębokiego sensu. Energia, która płynęła od dzieci i dorosłych, wdzięczność za najdrobniejsze gesty i świadomość, że mogliśmy stać się częścią czegoś większego, zostaną z nami na długo.Ta wyprawa była czymś więcej niż tylko dostarczeniem rowerów czy zorganizowaniem atrakcji. To była wspólna lekcja wrażliwości, współpracy i nadziei.
Z całego serca dziękujemy wszystkim, którzy przyczynili się do tej akcji: darczyńcom, kierowcom, organizatorom, partnerom, a także każdemu, kto wsparł nas dobrym słowem, uśmiechem czy gestem.
To był mój i Sylwii pierwszy raz z Tesla Wensirt. Mamy nadzieję, że przed nami kolejne miejsca, kolejne dzieci i kolejne serca do poruszenia. Bo pomaganie ma sens. Bo wraca. Bo zostaje.
Do zobaczenia w drodze!